Legimi, a cóż to? Jeśli nie słyszałeś o tej usłudze, to od tego właśnie zaczniemy. Legimi to abonamentowa usługa, która pozwala nam czytać książki. Coś jak Deezer, chociaż jest więcej różnych „poziomów”, więc możecie dobrać coś dokładnie pod siebie, w zależności od tego ile stron czytacie miesięcznie.
Odkopałam trochę Deezera, znalazłam parę dobrych piosenek, zapisałam parę zdjęć z Instagrama, nabiłam sporo poziomów w Battlefieldzie i przeczytałam naprawdę dużo książek, nadrabiając w końcu zaległości. To był dobry miesiąc! Z kulturalnego punktu widzenia bardzo mi się podobał, chociaż po cichu powiem, że tęsknię trochę za Westonem na ekranie, więc we wrześniu będzie go więcej.
Mam z tą powieścią wielki problem. Z jednej strony katowałam ją praktycznie od dnia premiery, która odbyła się w połowie marca. W międzyczasie przeczytałam cztery inne tytuły. Dlaczego? Bo przez pięćset stron jest strasznie nudno, przynajmniej dla mnie.
Na ten dzień czekam od początku wyzwania – temat o książkach. Lepiej i łatwiej być nie mogło. Aktualnie czytam trzy książki, tak w bardziej zaawansowanym stadium, bo nie liczymy oczywiście tych wszystkich, które kiedyś zaczęłam i nie skończyłam. Są to Łzy Diabła, W pogoni za Vermeerem i Battlefied 4: odliczanie do wojny.
Minęły cztery miesiące roku, za mną dopiero 9 książek, wykonując prosty rachunek matematyczny wychodzi, że mogę się nie wyrobić z trzydziestką. Z drugiej strony, aktualnie czytam opasłe tomiszcza – 640 stron FUTU.RE i w międzyczasie jeszcze Łzy Diabła (752).